Krąg opowieści porodowych

To ogólnopolski projekt, jednego dnia w różnych miejscach Polski raz w roku pojawia się możliwość by wysłuchać innych kobiet i ich doświadczeń. Siedząc w kole jak za pradawnych czasów opowiadamy o swoich przeżyciach, wymieniając się wzruszeniami, trudem oraz wielką radością przy witaniu na świecie nowego życia.

Inicjatywa dla młodych Mam

„ Od północy po południe i od wschodu aż po zachód kobiety będą mogły przybyć, by wysłuchać i opowiedzieć swoją historię porodową…
Bo choć jesteśmy podobne i podobnie rodzimy, to każda z nas nosi w sercu inną opowieść. Zadziwiającą, intymną, wzruszającą. Swoją własną – niepowtarzalną…
A z każdego doświadczenia porodowego można wydobyć piękno i moc.
Na spotkanie zapraszamy wszystkie Kobiety – zarówno te, które o byciu Mamą dopiero myślą, te, które Matkami wkrótce zostaną, jak i te, które Mamami już są – od miesiąca, roku, 10 lat czy więcej.
Przyjdźcie i opowiedzcie swoją historię!
Nieważne, czy rodziłyście w domu czy w szpitalu. Nieważne, czy był to poród naturalny… czy przez cesarskie cięcie.”

Moimi oczami

Każda z nas miała szansę podzielić się i usłyszeć o rozwiązaniach pięknych jak i trudnych. Niesamowicie cieszę się, że żyję w czasach, kiedy porody rodzinne są na porządku dziennym.

Że nie byłam sama w tak pełnym cierpienia i radości momencie życia. Mogłam liczyć, że ukochany poda mi wodę i otrze pot z czoła w ferworze walki. Że po rozwiązaniu Maluszek ląduje na brzuszku i we trójkę mamy czas tylko dla siebie żeby się bliżej poznać. Te momenty są tak pełne wzruszenie, że kiedy je sobie przypomnę zapominam o całym bólu  i chciałabym kiedyś przeżyć to jeszcze raz. Poród przestaje być zdarzeniem medyczne, a zaczynam być tym, czym jest w pełni-ogromnym przeżyciem o wielkim znaczeniu dla tożsamości kobiety i więzi rodzinnych. Gdzie cierpienie ciężarnej spotyka się ze zrozumieniem, a nowe życie z intymnością i szacunkiem… Ale całe to piękno zaczęło się dość…nietypowo…

A jak się zaczęło?

Niejednej z nas marzy się by życie, choć trochę przypominało scenariusz filmowy…Przed oczami pojawiają się sielskie scenerie rodem z komedii romantycznej. Kwiecista łąka, promienie słońca muskają subtelnie twarz. Powiewający wiaterek delikatnie trąca bujne kosmyki włosów i rozwiewa materiał eleganckiej sukni. Przymrużone oczy z utęsknieniem szukają ukochanego…

Cóż kinematografia, to nie tylko romanse, ale też komedie z lekką nutką horroru. Mi zdecydowanie bliżej do tego drugiego gatunku, przeżyłam swój moment podczas…porodu…Takie rzeczy to tylko na filmach mówili…Pierwszy poród trwa około 16 godzin twierdzili, z czego najwyżej dwie są przeznaczone na prawdziwą akcję…

Poznaj, więc moją historię

Dzień, jak co dzień, do terminu rozwiązania pozostawało 2,5 tygodnia. Od kilku dni byłam już w domu na zwolnieniu, bo nasiliła się niedokrwistość. Mieszkanie posprzątane, torby szpitalne spakowane, a rzeczy maluszka porozkładane(ach ten syndrom wicia gniazda :). Niespiesznie oddawałam się wieczornej kąpieli. Kładliśmy się z Mężem spać i nagle sielankę przerwał przeszywający mnie ból w okolicy kręgosłupa, tak silny, że mimo rozespania poderwałam się na równe nogi. Pierwsza myśl-albo umieram, albo to poród. Kiedy na początku tygodnia odnosiłam do pracy ZLA zażartowałam, że chciałabym już mieć wszystkie formalności z głowy, bo chyba niedługo urodzę, nawet nie wiedziałam, że te słowa okażą się prorocze

Kiedy zastanawiasz się czy rodzisz, to jeszcze nie to…

Po prostu będziesz wiedzieć! Niesamowity, rozrywający ból w okolicy lędźwiowej, jakby ktoś miażdżył mi czołgiem ostatnie odcinki kręgosłupa. Poczułam się oszukana, nie tak to miało wyglądać, przecież bóle porodowe rozpoczynają się po woli i najpierw nie zwiastują nic konkretnego, ot zwykłe skurcze przepowiadające. Nie zetknęłam się z wcześniej z przypadkami dolegliwości kręgosłupa przed rozwiązaniem…

Kurcze! Gdzie te skurcze?

…ale czemu nie przypomina skurczy przepowiadających, które zdarzyły mi się kilka dni wcześniej i ten strach, że jeśli teraz tak boli, to jak urodzę? Czemu zaczyna się tak dziwnie? Co z Maluchem? Czy przeżyję? Za dużo tych wątpliwości, obudziłam Męża i pojechaliśmy do szpitala. Po zbadaniu okazało się, że to poród, ale bardzo wczesna faza. Nie ma nawet jeszcze rozwarcia, z Dzidziusiem wszystko w porządku, co pokazało KTG. Trochę odetchnęłam z ulgą, ale co dalej? Skoro tak fatalnie znoszę początkowy ból, to przecież nie da rady urodzić…Nie przygotowałam się na to…W moich wyobrażeniach inaczej to wyglądało, miały być skurcze macicy i narastające dolegliwości. A nie tortura, która kompletnie odbiera siły…Cały ten mętlik w mojej głowie spowodował, że mój organizm zwolnił, zalany hormonami stresu wyciszył całą akcję i następnego dnia rano wypisałam się na własne żądanie, chcąc jakoś w domowym zaciszu przyzwyczaić się do tego bólu.

Zaraz, zaraz!?To już? Koniec opowieści? A gdzie ta Hollywódzka akcja porodowa? Zgadza się to dopiero początek, sądziłam, że to falstart, że wrócę na porodówkę za te dwa tygodnie, w terminie, na spokojnie, wzbogacona o nową wiedzę. O tym jak bardzo się myliłam, przekonałam się bardzo szybko, z naciskiem na BARDZO…