Pamiętasz, kiedy na oddziale położniczym leżąc ze swoim maleństwem skurczył Ci się żołądek, na wiadomość, o tym, że noworodek jest zaproszony na szczepienie? Może byłaś tak oszołomiona trudami porodu, że nawet nie zorientowałaś się, że Twoje dziecko jest już po pierwszej iniekcji. Od razu zasiadłaś przed monitor, żeby dowiedzieć się, o co chodzi z tymi szczepieniami, w końcu niedługo czeka Was kolejne, już w przychodni. Dlaczego budzą one tyle kontrowersji? Czy szczepiąc krzywdzimy nasz pociechy? I czy lekarze naprawdę nie szczepią swoich dzieci?
Szczepienia, kiedy zaczynamy się bać?
Kiedy w wyszukiwarkę wpiszemy hasło: szczepienia to poza pierwszymi pięcioma rzetelnymi źródłami wiedzy takimi jak strona Medycyny Praktycznej czy Państwowego Zakładu Higieny, gdzie podane są prostym językiem, podstawowe informacje. Znajdziemy strony ruchów antyszczepionkowych, tam już retoryka daleka jest od spokojnej, nieskomplikowanej i zrozumiałej. Opisywane są w rozemocjonowany sposób skrajne przypadki NOP i nie wiadomo, czy faktycznie miały miejsce, bo nie da się tego w żaden sposób ustalić. Wszystkie argumenty sprowadza się do poziomu spisku przeciwko ludzkości. Rzadko, kto odwołuje się do badań naukowych i faktów, skupiając jedynie na emocjach wysokich lotów
Przede wszystkim temat zyskał miano kontrowersyjnego i każdy ma swoją opinię o szczepieniach. Często młode Mamy są atakowane przez znajomych tekstami: „Chyba nie będziesz truła swojego dziecka!?”; albo „Szczepiąc robisz maleństwu krzywdę” W trudnym dla kobiety okresie, jakim jest połóg i poznawanie nowo narodzonego dziecka takie agresywne sformułowania w połączeniu z wiedzą z internetu wprowadzają kompletny zamęt.
Dodatkowo, jeśli to pierwsze dziecko, to często matka nie do końca wie czego się spodziewać po takim maleństwie. Zastanawia się nad każdym grymasem, przeraża ją, że maluch tak głośno płacze, wiecznie domaga się jedzenia, nie śpi i w zachowaniu nie przypomina dorosłego człowieka. Perspektywa odwiedzenia przychodni, by kłuć skórę i podawać obcą substancję po raz kolejny wywołuje lęk. I jeśli kobieta nie dostanie rzetelnych informacji, po prostu się boi o to, co najcenniejsze życie i zdrowie maleństwa.
Dla dziecka szczepienie to stres
Dla tej małej kruchej istotki szczepienie to ogromny ból. Jak można narażać dziecko na taki stres? Jeśli nie jest chore, po co to robić? Takie argumenty słyszę od Mam ból towarzyszy głównie przerywaniu skóry, a czasem niektóre składniki szczepionki mogą go powodować. Jednak jest on krótkotrwały, a często niepokój maleństwa podczas iniekcji jest wywołany samym rozdrażnieniem matki. Pewnie niejednokrotnie zauważyłyście, że wasz maluch jest niespokojny, kiedy i wy jesteście roztrzęsione. Dziecko nie potrafi inaczej wyrażać emocji jak przez płacz, bo nie zna innych sposobów. Zawsze można zmniejszyć niedogodności, po szczepieniu warto przystawić maleństwo do piersi i w ten sposób uspokaja się zarówno matka jak i dziecko.
Szczepienia nie są skuteczne w 100%
To prawda, tak jak większość leków, np. zalecany antybiotyk nie zawsze jest strzałem w dziesiątkę, albo doustne leki antykoncepcyjne, nie chronią przed ciążą. Czy to powód by przestać je stosować? Co więcej, jeśli ktoś twierdzi, że szczepienia dają 100% gwarancję, że dziecko nie zachoruje na daną chorobę, to się myli. JEDNAK! Nawet, jeśli infekcja wystąpi, często przebiega ona w sposób dużo łagodniejszy-tzw. poronny. Dlaczego więc szczepimy skoro nie mam pełnej ochrony? Ponieważ spośród grona dzieci do 17 roku życia najczęściej umierają maluchy w wieku do dwóch lat!
A jedną z najczęstszych przyczyn są choroby zakaźne przed którymi chronią szczepienia.
W szczepionkach są groźne, toksyczne substancje
Faktycznie w skład szczepionki oprócz antygenu wchodzą substancje pomocnicze i konserwujące, czyli adiuwanty. Zwiększają one lub modulują odpowiedź immunologiczną, aby wzmocnić moc reakcji, czyli skuteczność szczepionki – używa się między innymi glinu i tiomersalu.Co więcej pełnią funkcje konserwujące, idealny adiuwant powinien stymulować tę reakcję immunologiczną, a do tego być bezpiecznym, pozbawionym toksyczności produktem. Dlatego stosuje się MRL-minimal risk level, który określa narażenie na daną substancję podaną doustnie, bez wywoływania jakichkolwiek negatywnych skutków.
Co do tiomersalu, mówi się, że to rtęć, faktycznie zwiera w swej strukturze Hg. Jednak to jakby ktoś powiedział, że sól (NaCl) której używamy do przyprawiania potraw, to sód albo chlor. Tiomersal to sól etylenowa rtęci, czyli substancja chemiczna o innych właściwościach niż „czysty” pierwiastek. Poza tym znajduje się ona jedynie w szczepionkach refundowanych przez NFZ. Dalej nie zmienia faktu, że substancja ta również zawiera się poniżej MRL. Dodam, że obecnie źródłem narażenia człowieka na rtęć w Europie jest jedzenie. Zarówno glin jak i rtęć występują w środowisku naturalnym, stanowią składnik pokarmu m.in. mleka zarówno modyfikowanego jak i kobiecego, więc narażenie na obie te substancje nie jest dla dziecka nowe, ani nie przekracza dopuszczalnych norm podaży.
Lepiej nie szczepić dziecka, niech nabierze naturalnej odporności
Paradoksalnie sukces stosowania szczepionek, powodując wyeliminowania kilku chorób zakaźnych, przyczynił się do postulatu o ich wycofanie! Alternatywą miałoby być naturalna immunizacja-przechorowanie. Nikt nie bierze pod uwagę, że NIE DA się przewidzieć przebiegu choroby, szczególnie u młodego, niedojrzałego organizmu. Co więcej przypomnę- leki to nie magiczna różdżka, która po dotknięciu leczy z choroby. Często zanim zastosuje się odpowiedni lek, mija czas, a nie zawsze możemy sobie na to pozwolić, bo stan dziecka może być ciężki, a przebieg choroby nieprzewidywalny, czy wręcz piorunujący. Nie dajmy się zwieźć wrażeniu, że szczepiąc krzywdzimy dziecko, a rezygnując z wakcynacji roztaczamy parasol ochronny. Stajemy przed pewnym dylematem-jeśli wybierzemy naturalną odporność to np. w przypadku polio przechorowanie wiąże się często z trwałym kalectwem. Boimy się szczepionki i odczynów poszczepiennych, a nie przeraża nas wizja zapalenia opon mózgowych, zapalenia mózgu, czy sepsy, jako ryzyko powikłania po potencjalnych chorobach bakteryjnych i wirusowych?
Więcej rezygnując ze szczepień narażamy pozostałych na konsekwencje naszego wyboru. Stajemy się potencjalnym rezerwuarem patogenów niebezpiecznych dla małych dzieci, osób starszych czy kobiet w ciąży. Idąc dalej myślenie: nie zaszczepię swojego dziecka, przecież inne są szczepione, więc niczym nie ryzykuję jest fałszywe.
Odczyny poszczepienne
O ile coraz mniej z nas ma do czynienia z chorobami zakaźnymi, o tyle coraz więcej słyszy się o odczynach poszczepiennych. Często jednak są to przypadki niezdiagnozowane w gabinecie lekarskim, a przez samych rodziców… Na ogół osoby dopytane na czym polegał NOP nie są w stanie do końca określić, albo podają objawy które za odczyn poszczepienny uznać jednoznacznie się nie da. Szczepienia jak wszystkie leki mogą wywołać reakcje niepożądane. NOP to najczęściej odczyn miejscowy-zaczerwienienie, obrzęk, bolesność; gorączka pojawiająca się w przeciągu 48 godzin od podania i płacz. Wiem, że nie przekonam osoby, u której dziecka wystąpiła bardziej spektakularna reakcja, ale dalej nie zmienia to faktu, że wyjątek w tym wypadku nie potwierdza reguły. W Polsce powinien funkcjonować sprawny rejestr NOP i instytucje wspierające rodziny, które borykają się z ich skutkami. Jednak bardzo martwi mnie kierunek, w którym poszła Fundacja STOP NOP, zamieniając się w klasyczne zrzeszenie antyszczepionkowe.
Co z tym autyzmem?
Nie ma dnia bym nie dostała pytania w wiadomości prywatnej o autyzm poszczepienny, zapewne dzieje się tak z powodu coraz częstszego rozpoznania autyzmu u małuch dzieci. Obecnie mamy większą szansę spotkać dziecko z zaburzeniami rozwojowymi niż chore na odrę czy polio. Skąd wzięło się powiązanie tej choroby ze szczepieniami? Tutaj niestety przyczyną kontrowersji jest samo środowisko naukowe, a dokładnie Andrew Wakefield, który opublikował on pracę naukową w Lancet, w której dowodził, że istnieje prawdopodobna relacja pomiędzy stosowaniem szczepionek MMR a rozwojem autyzmu oraz pewnych chorób jelita u dzieci. To wywołało ogromny niepokój nie tylko rodziców, ale także instytucji odpowiedzialnych za zdrowie publiczne. Przez kolejnych sześć lat ośrodki naukowe na całym świecie, stosując metodę Wafielda, próbowały zweryfikować tę tezę. Nie udało się to nikomu, także samemu autorowi.
W 2004 przeprowadziono śledztwo i okazało się, że Wakefield był opłacany przez rodziny, dzieci chorych na autyzm, które upatrywały jego źródła w szczepieniach, by później pozwać koncerny farmaceutyczne. Podczas dochodzenia ujawniono, że badanie zostało przeprowadzone w sposób tendencyjny-dzieci były do niego specjalnie dobierane, co więcej niektóre praktyki były nieetyczne, m.in fałszowano próbki tkanek, okazało się, że nie wszystkie dzieci miały zdiagnozowany autyzm. Wakefield został pozbawiony tytułu lekarza i prawa wykonywania zawodu. Pomimo braku kompetencji, jest nadal uznawany za autorytet wśród antyszczepionkowców. Najnowsze badania z 2015roku nie potwierdziły związku szczepionki MMR z autyzmem u dzieci.
Podsumuję-rozumiem obawy przed szczepieniami, tak jak lęk związany z działaniem antybiotyków, każda obca substancja może wywołać potencjalne efekty uboczne. Jednak nie jest to argument stojący za tym by ich nie stosować. Ponieważ rezygnując ze szczepień ryzykujemy zdrowiem, a nawet życiem naszych dzieci. Zbyt wielu widziałam ludzi cierpiących w szpitalu z powodu powikłań tężca, sama fatalnie przechodziłam świnkę i różyczkę, a w rodzinie mam przypadek zaburzeń rozwoju po przechorowaniu zapalenia opon mózgowych. Na co dzień stykam się z drobnoustrojami, które mimo higieny i tak przynoszę z pracy. Nie chcę ryzykować zdrowiem najbliższych- szczpię, ale Rodzicu, decyzja jest Twoja
Odnośnie autyzmu.
1) Wakefield – nie radziłbym siać niepotwierdzonych oskarżeń, co prawda wątpliwe by pozwał panią do sądu, ale to nie znaczy, że można sobie pisać co ślina na język przyniesie.
2) MMR nie jest jedyna szczepionką oskarżaną o powodowanie autyzmu, pomijanie milczeniem innych szczepionek i braku badań nad nimi jest standardem w środowisku młodych lekarzy. Jednak są szczepionki, które mogą powodować autyzm jako działanie niepożądane i sam producent podaje to w ulotkach, np.: https://www.fda.gov/downloads/BiologicsBloodVaccines/Vaccines/ApprovedProducts/UCM101580.pdf – strona 11.
3) Badanie, na które się pani powołuje wypadałoby przeanalizować. Nie uwzględnia ono dzieci nieszczepionych mmr ze względu na wcześniej zdiagnozowany autyzm lub objawy na autyzm wskazujące. Dziś jest to spora grupa(między innymi dzięki Wakefieldowi), która kiedyś zostałaby zaszczepiona i wzbogaciła grupę autystów zaszczepionych, zmniejszając jednocześnie grupę autystów nieszczepionych.
Powyższy argument dotyczy większości badań na ogromnych kohortach dzieci, gdzie nie ma możliwości do takich szczegółów a bazuje się na surowej statystyce. Jak widać koincydencja obala to badanie… a przynajmniej interpretację jego wyników.
„Toksyczne substancje”
Już samo to, że używa pani MRL jako wskaźnika toksyczności szczepionek powoduje stupor. Czy naprawdę dziś nie uczą różnic pomiędzy podaniem preparatu doustnie i pozajelitowo?
Proszę bardzo przykładowe badanie nad podawaniem związków glinu pozajelitowo wcześniakom:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/9164811
Limit FDA na glin podawany pozajelitowo to 5ug/kg/dzień, a podczas niektórych wizyt podajemy niemowlakom w szczepionkach ponad 1000ug. https://books.google.pl/books?id=7kSIUZtYO0kC&pg=PA350&lpg=PA350&dq=has+recommended+a+maximim+aluminium+exposure+of+5micrograms/kg/day%22&source=bl&ots=NBwM9mkcsg&sig=ShWmx6On96KmOWsuPcnlmZLhxKo&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwiR-_Cn3tjQAhVEiCwKHcjADWgQ6AEIHzAA#v=onepage&q=has%20recommended%20a%20maximim%20aluminium%20exposure%20of%205micrograms%2Fkg%2Fday%22&f=false
Ponieważ nie znamy dynamiki przedostawania się adjuwantów do krwiobiegu nie można zagwarantować, że dawka dzienna nie przekroczy 5ug/kg/d. Co więcej przy 1000ug i 30 dniach do następnych szczepień, gdy dawka dzienna nie przekroczy 33ug(1000ug/30dni), mamy sytuację w której adjuwanty z poprzednich szczepień nakładają się z tymi obecnymi!
„Zbyt wielu widziałam ludzi cierpiących w szpitalu z powodu powikłań tężca” Naprawdę widziała Pani wielu cierpiących z powodu powikłań tężca?
„np. w przypadku polio przechorowanie wiąże się często z trwałym kalectwem.” 0,5% zarażonych to częste przypadki?
Żal, żal, żal. Piszemy bzdury, a potem kasujemy niewygodne komentarze?
Przykro, że pani kasuje komentarze nie i chce podjąć dyskusji z badaniami naukowymi. Jak ludzie mają się przekonać do szczepień gdy lekarz wykazuje w tym względzie ślepy fanatyzm?
Czytam i czytam i oczom nie wierzę. Stek bzdur, półprawd lub jawne kłamstwa. Np. pisze Pani „Paradoksalnie sukces stosowania szczepionek, powodując wyeliminowania kilku chorób zakaźnych…”. Od kiedy to szczepienia wyeliminowały choroby zakaźne? To są kłamstwa forsowane przez firmy farmaceutyczne. Choroby zakaźne same zaczęły wymierać zanim wprowadzono szczepienia, a stało się to za przyczyną poprawy warunków sanitarnych ludzi. Jeżeli chodzi o rtęć i aluminium to: po pierwsze badania pokazują, że nie ma czegoś takiego jak „norma” metalu toksycznego w organizmie. Po drugie sugeruje Pani że związek rtęci o nazwie tiomersal jest nieszkodliwy (bo to sól), co również jest kłamstwem. Co jak co, ale Pani jako lekarz powinna wiedzieć, że tiomersal jako związek cząsteczkowy może ulec rozpadowi w organizmie (np. pod wpływem kwasu alfaliponowego, który organizm produkuje). Kwas alfaliponowy wiąże rtęć na około 4h i taka cząsteczka krąży sobie wraz z krwią po organizmie, po czym ta związana poprzez kwas ALA cząsteczka ponownie się rozpada, następuje zatem redystrybucja rtęci po organizmie i może w taki sposób trafić do mózgu zwłaszcza u małych dzieci, które nie mają rozwiniętej bariery krew-mózg. Po trzecie pisze Pani, że rtęć i aluminium jest też w żywności, ale nie napisała Pani już nic na temat różnicy we wchłanianiu się metalu toksycznego z układu pokarmowego, a ze szczepionek. Aluminium, czy rteć wstrzyknięta w krwiobieg (omijamy układ pokarmowy prawda?) wchłania się w 100%, natomiast wchłanianie się z przewodu pokarmowego rtęci czy aluminium to około 0,1%. Żeby było bardziej obrazowo: jeżeli wstrzyknie się np. 0,1mg aluminium w szczepionkach, to wchłonie się 0,1mg aluminium, jeżeli chce Pani taką samą ilość aluminium wchłonąć z przewodu pokarmowego to musiałaby Pani zjeść 100gram czystego aluminium. Widać różnicę? Po czwarte, pisze Pani, że autyzm nie jest przyczyną rtęci ze szczepionek. Droga Pani jest masa badań, wykonanych przez wiele różnych niezależnych ośrodków, które jednoznacznie udowodniły że przyczyną autyzmu jest rtęć. Tu nie ma nawet o czym dyskutować, bo zostało to już udowodnione ponad wszelką wątpliwość. Link do badań z 2015 roku,który Pani przytoczyła, to nie jest ŻADNE naukowe badanie, tylko wyciąganie wniosków z faktu wystąpienia autyzmu wśród szczepionego rodzeństwa na podstawie, uwaga … danych z firmy ubezpieczeniowych! Śmiech 🙂 Co do śmierci wśród niemowląt, czy słyszała Pani o śmierciach łóżeczkowych? Badania pokazują proporcjonalną zależność między ilością śmierci łóżeczkowych, wśród małych dzieci, a ilością zaaplikowanych szczepionek. Często jako zgon u takich mały dzieci stwierdza się jako „niewydolność układu oddechowego”, a teraz proszę sobie poczytać jakie są objawy skażenia organizmu rtęcią i wyciągnąć z tego wnioski. Podaje Pani link do badań: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/21543527
Mój wpis również został usunięty, ponieważ przytoczyłem fakty i badania, które niestety stoją w opozycji i obalają mity proszczepionkowe propagowane przez Pani Doktor.
Wykres dający do myślenia https://uploads.disquscdn.com/images/53147074c98a5a8c275a025b1a303303769089fa5adca2fb0e9514e970abe5ef.png
Prawda jest taka, że dzieci, które nie są szczepione, jeśli nie chorują to tylko dlatego, że pozostali rodzice szczepia dzieci!
Ja jestem za szczepieniem (szczepiłam swoje dziecko). I zgadzam się, że w tzw „internetach” jest masa oszołomów antyszczepionkowych (wczoraj czytałam jak ktoś pisał że jest przeciwny szczepionkom bo lekarze przepisują za dużo antybiotyków a on jest za homeopatią, serio…). ALE jest sporo szczegółowych opisów rodziców co działo się z dziećmi po szczepieniach (głównie problemy neurologiczne, problemy z mową, cofnięcie w rozwoju, brak kontaktu z dzieckiem) – objawy występowały zawsze po podaniu szczepionek. Pewnie to dzieci z jakiejś grupy ryzyka, z predyspozycjami, ale jednak nasuwa się pytanie czy jednak szczepionki nie katalizują czegoś/negatywnych skutków/ujawnienia/zaostrzenia się choroby? Nie wierzę, że ktoś wymyśla takie historie i tak dokładnie jest je w stanie opisać 🙁 … Teraz jak sama jestem mamą małego skarbu, serce mi pęka na samą myśl, że mojemu dziecku mogłoby się coś takiego przytrafić 🙁 W ulotce o takich sytuacjach nie ma ani słowa. A rodzice skarżą się, że lekarze nie chcą im rejestrować NOPów… Sytuacja patowa… Jako matka, czułabym się spokojniejsza, gdyby środowisko medyczne zbadało dokładnie te przypadki. Może okazałoby się, że jest określona grupa dzieci, które nie powinny być szczepione, bo jest więcej negatywnych skutków podania niż ryzyko wynikające z zachorowania. Tylko pewnie potrzebne byłyby jakieś testy/badania, które sprawdzałyby czy nasze dziecko jest w takiej grupie. A teraz? To trochę taki totolotek, niby ryzyko powikłań 1 na milion, ale jednak nikt nie chciałby aby jego dziecko było tym „wybrańcem”… Bagatelizowanie takich historii mnie osobiście martwi 🙁
Krótko, zwięzle i na temat!