*„Po przespanej nocy jesz śniadanie i pijesz herbatę. Nagle pojawiają się skurcze, więc migiem jedziesz do szpitala. W samochodzie skurcze nasilają się i akcja staje się dynamiczna. Wpadasz, więc do szpitala, holowana przez męża, i przesiadasz się na specjalny wózek, by być szybko przetransportowana na porodówkę. Kilka silnych skurczów, kilka głośnych krzyków – i już po chwili witasz dziecko na świecie. Stop klatka. To nie jest rzeczywistość, lecz typowa scena porodu, jaką widzimy w filmach. Oglądamy ją maksymalnie pięć minut i wydaje się nam, że trwała maksymalnie godzinę.”
…Który idealnie opisuje moje historię, mimo że jest zaprzeczeniem wyobrażenia o pierwszym porodzie….
Po przespanej nocy jesz śniadanie i pijesz herbatę.”
Po powrocie ze szpitala, co prawda nie miałam ochoty nic jeść, może piłam, bardziej wodę(nie czepiajmy się jednak szczegółów). Uspokojona, że z dzieckiem wszystko w porządku zdołałam nawet troszkę odespać, zarwaną poprzedniego dnia noc. Koło 11 tajemniczy ból kręgosłupa powrócił, na szczęście już nie tak silny, ale o dalszym odpoczynku nie było mowy. Po południu pojawiał się już regularnie, co 20-30 minut. Zastanawiałam się, czemu, nie czuję skurczów, bo ciężko mi było pogodzić się z cierpieniem, które nie dawało akcji porodowej…
Nagle pojawiają się skurcze, więc migiem jedziesz do szpitala.
Postanowiłam wziąć relaksującą kąpiel i nastąpiła ogromna ulga, ból jakby przemieścił się niżej w okolicę krzyżową(odetchnęłam, mamy z głowy ten pseudo-poród i czekamy do terminu). Myślałam nawet, że spokojnie położę się spać, ale około 22 zerwałam się na równe nogi i miałam wrażenie że popuściłam z bólu… nauczona amerykańskimi filmami, jako zwiastun odejścia wód czekałam na wielki „chlust”…a tutaj ubogo, miernie, więc nie byłam pewna czy to TO. Przezorny Mąż zaczął notować jak często pojawiają się i ile trwają te moje, „bóle” W głowie mętlik, a co jeśli to znowu falstart?. Albo jednak jedźmy bo skurcze co 10 minut. Albo nie, bo teraz co 18. O nie teraz co 7. Albo może poczekajmy do rana? Albo odwołajmy całą tą ciążę, no bo o co tutaj tyle hałasu…bo to jeszcze cała akcja z tym znieczuleniem i w ogóle… ooooooo… czuję skurcz macicy, MATKO! KONIEC! NIE MA ODWROTU!!!!
W samochodzie skurcze nasilają się i akcja staje się dynamiczna.
Mąż biegiem po samochód, jedną ręką zbiera torby, drugą wciska mi kebaba z obiadu i znowu lecimy do szpitala. Ledwo co zeszłam z naszego 4 piętra bez windy z gracją baletnicy pokonując każdy kolejny schodek, podziwiając wszystkie ściany i sufity, żeby tylko nie wywołać skurczu. Niestety zapomniałam o tym, że moja robota za chwilę pójdzie na marne, bo jedną trzecią drogi na izbę przyjęć pokrywają kocie łby, więc pomińmy ten fragment milczeniem.
Wpadasz więc do szpitala, holowana przez męża, i przesiadasz się na specjalny wózek, by być szybko przetransportowana na porodówkę.
Na miejscu byliśmy 00:30 praktycznie doczołgałam się do konsoli, pielęgniarka zaczęła rejestracje, a ja nie byłam w stanie usiąść… Cały wywiad zbierała ze mną siedzącą w kucki przed główną konsolą, wracałam do żywych między skurczami i zrozumiałam, że naprawdę zostaję i rodzę wszystko idzie dobrze, a nawet ZA dobrze.
Nie skłamię, jeśli powiem, że praktycznie doczołgałam się do windy, obawiając się czy przypadkiem nie powije Maleństwa między 3 a 4 piętrem. Na szczęście dzielnie supportował mnie już mąż, starając się dodać mi otuchy przez pocieranie pleców, co przyjmowałam z jawnym oburzeniem objawiającym się głośnym sapaniem.
Kilka silnych skurczów, kilka głośnych krzyków – i już po chwili witasz dziecko na świecie.
Na sali porodowej czekała już na nas położna, a ja w głowie miałam ryk: NIE DAM RADY(vel zabierzcie mnie stąd, odwołajcie to wszystko, UMRĘ), nie miałam jednak więcej czasu na myślenie. Po podłączeniu do KTG i próbie położenia się na łóżku (nie mogłam siadać, więc pomysł przyjęcia pozycji wertykalnej przyjęłam z dużą dozą krytycyzmu, z resztą, kto wymyślił, żeby rodzic na leżąco!?) Po wstępnym badaniu rozwarcie 10 cm, czyli problem znieczulenia mnie nie dotyczy… Bo już i tak go nie dostanę. Myślę sobie: dobra, nie ma się, co opierdzielać i tak lepiej nie będzie…I jak stanęłam, oparta o poręcz łóżka, tak już zostałam, było po pierwszej a 15 minut później Franusz był już z nami, ale to już zupełnie inna historia.
P.S Muszę dodać, że jestem lekarzem i świadomie chciałam dłużej zostać w domu, co więcej cały czas konsultowałam się z koleżanką, która specjalizuje się w ginekologii, więc nie traktujcie tego wpisu, jako instrukcji jak szybko urodzić. Co więcej lojalnie dodam, że mimo wiedzy medycznej, przebieg porodu był dla mnie zaskoczeniem. Chciałam się z Wami podzielić moją historią, ponieważ rzadko opisuje się bóle kręgosłupa jako zwiastujące rozwiązanie, a mogą one kamuflować rozkręcającą się akcję.
*cytat z artykułu: Poród w hollywoodzkim stylu
U mnie właśnie ból kręgosłupa był pierwszym objawem zbliżającego się porodu. A skurcze dostałam dużo, dużo później już regularne co 7, później co 5 minut 😊 i pojechaliśmy do szpitala a w drodze zaczęły odchodzić mi wody płodowe.
Mój drugi poród był właśnie jak z filmu. Odeszły mi wody, od razu zaczęły się skurcze, poszłam na piechotę do szpitala (szpital mam 10 minut drogi pieszo od domu), w drzwiach szpitala mąż musiał szybko lecieć po wózek bo już miałam bóle parte, od razu na łóżko i dwa skurcze później synek był już na świecie 😍. Wszystko trwało godzinę. Każdej kobiecie życzę takiego porodu.
Nie mam jeszcze dzieci, ale przyznaję, że trochę boję się pierwszego porodu. Cały czas zdarza mi się jednak czytać historie o drugim, cudownym porodzie i o tym jak było ono znacznie łatwiejsze do wykonania niż każde inne 🙂 Też tak bym chciała i tego każdemu życzę 🙂
Anetta z Modny Blog
Mój poród zaczął się 2 dni przed tym jak się syn urodził. Odeszły mi wody A przynajmniej tak myślałam. Pękła jedna błona i wyleciało tylko trochę. Potem szpital i wyjście do domu bo się nic nie dzieje. Tak jak wyszłam o 13 to o 15 zaczęły się skurcze krzyżowe (koszmar). Niestety U nas skończyło się to najgorszym czego mogłam się spodziewać czyli komplikacjami i synkowi zaczęło lecieć tętno i ostatecznie po 10 h odbyło się Cc. I fakt jest taki że porodu nie da się wyobrazić, można czytać i rozmawiać Ale nigdy się nie przygotuje człowiek do tego na 100 % 🙂
Przed porodem strasznie tez sie balam tego bolu – dlatego stwierdzilam ze nagram tez o tym film i opowiem swoja historie. Zapraszam do ogladania: https://youtu.be/cTfZk2YkmoE
Dla osób, które czytają to teraz czekając na poród. Te wszystkie 'bedziesz wiedzieć kiedy rodzisz' nie zawsze jest prawdą. Ja nie wiedziałam, w szpitalu byłam akurat fartem. Od pierwszych objawów do porodu 3h. Ja czułam tylko ostanie 40 minut, wcześniej myślałam, że rano wrócę jeszcze do domu sama. Jak ktoś nie jest pewny czy rodzi to jednak może rodzić. Zawsze lepiej wszystko sprawdzić z lekarzem, bo wam może się akurat nie trafić, że przyjedziecie przypadkiem na badanie akurat 😉
Dodam, że to był PIERWSZY poród i nie trwał 8-12h jak mi każdy mówił, że będzie…